piątek, 3 kwietnia 2020

Podróż sentymentalna czyli kilka słów o komiksach

W sumie chyba każdy z nas "mówi" tekstami kultury popularnej, czy to rzucając "Albercik, wychodzimy!" czy pytając "You talking to me?" albo nawet pokazując jakiś, spopularyzowany przez konkretny film czy obraz gest. Ja niedawno zorientowałem się, że czasem zdarza mi się "mówić Tytusem". Kupując coś taniej przechytrzam Chytrozłotków, gdy ktoś mi każe objaśnić jak coś działa, czasem mówię wierszyk "Tu zawory a tu tłoki poruszają wał na boki..." a kiedy oprowadzam, to zdarza mi się powiedzieć, że "Szwedzi, Krzyżacy, Tatarzy, Eskimosi pod gród podchodzą". Mimo że...

No właśnie. Nie jestem wielkim fanem komiksów. Znam ludzi, którzy są, przygotowując ten wpis trafiłem w wiele miejsc, w których takowi się wypowiadają, uświadomiło mi to w sumie jak wielu rzeczy nie wiem i o jak wielu nie mam pojęcia. Ale żyjemy w miejscu, gdzie już Stańczyk udowodnił, że każdy zna się na wszystkim, zatem czemu by nie poudawać, że się również znam na czymś, na czym się nie znam? Poza tym komiks to morze tematów, setki jak nie tysiące podejść do nich i rzeczą oczywistą jest, że wpis o wszystkim jest niemożliwy. A tak na marginesie, zauważyłem już dawno, że często podejście do komiksu jest takie z przymrużeniem oka, że nie uznaje się go za poważną rzecz, niektórzy czasem nawet twierdzą, że to w ogóle nie jest literatura i że nie warto się tym zajmować. Jest to moim zdaniem tak głupie stwierdzenie jak "nie czytasz - nie idę z Tobą do łóżka"*, ale ja też nie o tym.


"Tytus, Romek i A'tomek". Nie chcę tu pisać o historii cyklu, dość będzie powiedzieć, że trzej stworzeni przez H. J. Chmielewskiego sympatyczni harcerze pojawili się pierwszy raz na łamach gazety "Swiat Młodych" w roku 1957 (niestety, jestem za młody, żeby dobrze pamiętać tę gazetę, za to mój dwa lata starszy kolega się w niej zaczytywał), a książeczki (zwane przez autora nieco na wyrost "księgami") zaczęły się ukazywać w roku 1966 i w miarę regularnie publikowano je do... no właśnie, tu mam pierwszy problem. I - z tego co widziałem na forach tak poważnych w branży jak Gildia Komiksu - nie tylko ja go mam. Cezurą uznawaną przez większość czytelników jest rok 1992 i ukazanie się - po kilkuletniej przerwie - księgi XIX - "Tytus aktorem". Można łatwo sprawdzić, że "Tytusy" ukazywały się jeszcze do roku 2008, a książeczek powstało 31, ale... no właśnie. Skąd ten powszechny wśród miłośników serii problem z nową serią książeczek?

Cofnijmy się do roku 1957, kiedy Tytus z kolegami pojawił się po raz pierwszy. To był czas "odwilży" po październiku 1956, komiks podobnie jak choćby muzyka jazzowa przestał być uważany za coś ohydnego i imperialistycznego. Ale oczywiście musiano go nieco dostosować do wymogów naszego obozu. Widać to w omawianych książeczkach - zwłaszcza na początku bohaterowie muszą - poza braniem udziału w absurdalnych czasem przygodach - spełnić oczekiwania - harcerskiego w końcu - wydawnictwa oraz pójść "po linii Partii". Chłopcy zatem sadzą las w czynie społecznym, odgruzowują zniszczony Frombork, zagospodarowują Bieszczady, czy w końcu biorą udział w szkoleniu Obrony Cywilnej u boku jednostki LWP. Takie były czasy, nie ma co się zatem dziwić, że możemy naszych bohaterów zobaczyć u boku Fidela Castro czy ściskających się z radzieckimi pionierami w obozie Artek na Krymie. Propaganda jest moim zdaniem na tyle jednak nienachalna, że książeczki się bronią, a duża ilość zastosowanych, niekoniecznie slapstickowych, jak to czasem bywa w komiksach czy filmach animowanych, gagów powoduje, że czyta się lekko.

Co się zatem stało, że się zepsuło? Ano, przyszedł rok 1989, realia się zmieniły, i szybko okazało się, że zmienił się nie tyle cykl o Tytusie, ile sam jego autor. Henryk Jerzy Chmielewski, czy, jak go pamiętają miłośnicy serii, Papcio Chmiel, urodzony w 1923 roku powstaniec warszawski zapewne po wojnie lekko nie miał, choć, między Bogiem a prawdą, w forsowanej obecnie wizji historii, w której ktokolwiek, kto konspirował gdzie indziej niż w AL i walczył gdzie indziej niż w I Armii WP, szedł do więzienia na 10 lat albo jechał na Syberię jest tyle samo prawdy jak w tym, że kiedy nastała władza ludowa wszyscy mieli lepiej i żyło się bez żadnych trudności. Papcio rysował w zasadzie od końca wojny, czy to w wojsku, w którym służył do 1947 roku, czy później we wspominanym już "Swiecie Młodych". A skoro funkcjonował w oficjalnym obiegu, to musiał się do tegoż dostosować. I szkoda, że - jeśli już postanowił tworzyć w nowej rzeczywistości - nie udało mu się powstrzymać przed "poprawianiem" tego, co stworzył wcześniej...

Nie chodzi tu bowiem tylko o poprawki kosmetyczne w kolejnych wydaniach książeczek, takie jak inne ceny czy to, że chłopcy wsiadają do metra zamiast do tramwaju. Nagle zaczęło Papcia coś bardzo uwierać i zmieniał również rysunki oraz teksty w książeczkach. Kilka przykładów? Ależ proszę.

W powstałej w 1968 roku (i chyba najbardziej pozmienianej) księdze III chłopcy eksplorują kosmos - wiadomo, końcówka lat 60 to kosmiczny wyścig potęg, więc tematyka była na topie. W wydaniu z roku 1991 lecą w kosmos z laboratorium JPL w Pasadenie rakietą na zaproszenie NASA


podczas gdy w pierwszych wydaniach uruchamiają polską rakietę na wystawie astronautycznej.


Historia również inaczej się kończy; w pierwszych wydaniach jest to lądowanie na boisku szkolnym,


we wznowieniach - wszystko zdarzyło się we śnie Tytusa.

Ten i poprzednie skany za stroną tytusdezoo.com.pl

Zdarzało się Papciowi dorysowywać całe fragmenty komiksu; tak jest w księdze VII, gdzie na dodanych stronach Tytus zwiedza Warszawę, oraz w księdze X, gdzie dorysowano całe nowe zakończenie, w którym zdewastowana wyspa jest naprawiana przez chłopców. Albo, żeby "zlustrować" pobyt bohaterów w jednostce LWP, na początku księgi IV dodana jest plansza, że to tylko Tytusowe wspomnienia, bo teraz to on będzie w NATO. No i mój "ulubiony" przykład - w księdze XVIII Tytus wyjaśnia starożytnym Egipcjanom społeczeństw i w odpowiedzi na "Czy jest u was ustrój niewolniczy?" mówi:

Fot. zbiory własne

Oczywiście w reedycji książeczki po roku 1992 socjalizm i kapitalizm są zamienione miejscami, zupełnie nie wiadomo po co... Takich kwiatków jest niestety więcej i niemal zawsze można sobie zadać to samo pytanie. Po co? Przecież te trącące myszką wstawki stanowią, przynajmniej dla mojego pokolenia, wartość sentymentalną, a dla młodszych czytelników, opatrzone przypisami, mogłyby stanowić wartość dydaktyczną...

Wreszcie, jak zwrócił uwagę jeden z autorów na poświęconej komiksom stronie esensja.pl, wobec zupełnej zmiany warunków i sposobu życia po 1989 roku, Tytus taki jaki był stracił rację bytu. Swiat ruszył do przodu, popkultura wyrwała z kopyta, Zachód zagościł u nas na pełnej..., a Tytus i jego twórca coraz bardziej się w tym wszystkim gubili... Ostatnie 11 książeczek serii w porównaniu z poprzednimi to jakby porównywać mecz Podbeskidzie - Górnik Łęczna z hitem ligi hiszpańskiej. Chyba, moim zdaniem, byłoby lepiej, żeby Tytus skończył się na Kill'em... znaczy XIX księdze.

A na koniec dwie sprawy. Smutna i wesoła. Po pierwsze od pewnego momentu coraz bardziej starzejący się Papcio zaczął skręcać w prawo. Ciężko się ogląda takie obrazki (rok bodaj 2007):

To z reklamówki wyborczej PiS z jesieni 2007 roku. I gdzieś z internetu.
mimo tego, że, jak widzieliście w zajawce fejsbukowej, w Księdze XVIII trafnie przewidział powstanie jednego z warszawskich pomników...

A Wy, lubicie komiksy? Lubicie Tytusa? Podzielcie się w komentarzach! Jeszcze raz dziękuję też wszystkim z Was za pomoc w popularyzacji tego miejsca, jak już będzie można, to się Wam odwdzięczę :)

* moim zdaniem między dobrym seksem a poziomem oczytania wcale nie musi być związku, nie każdy kto dużo czyta musi być dobry w łóżku i odwrotnie, zatem kierując się taką zasadą można się srogo rozczarować...

2 komentarze:

  1. Taa... Wypada wystąpić w roli "znawcy" (też się nie znam, nie uwielbiam komiksów, więc się wypowiem), do tego z pokolenia, które zna pierwsze "Tytusy..." ze Świata Młodych i Ksiąg, czyli starego zgreda, nie da się ukryć. "Światem Młodych" zaczytywałem się namiętnie w latach 60-ych, pewnie mniej więcej do końca podstawówki (1971). Wychodził chyba 2 razy w tygodniu (sprawdzę później, czy i na ile mię pamięć (nie) zawodzi). Chyba miałem pierwsze trzy komiksy, potem mi odeszło, czytałem poważniejsze rzeczy. Może trochę raziło mnie w nich "harcerzykowanie", a harcerstwo, wbijanie się w jakiekolwiek mundury jakoś nigdy nie było mi bliskie. Wydania "Tytusa..." po transformacji jakiegoś specjalnego resentymentu nie wzbudziły, a i powodów do zachwytu też nie było, sądząc po panajackowych opisach. Nawet mnie trochę zdziwiło nowe otwarcie Papcia Chmiela, a potem jeszcze odkrycie w sobie prawicowych sympatii. Lukrowanie i retuszowanie przeszłości dopełniają obrazka koniunkturalizmu i oportunizmu. Hm, wiekowemu panu miłosiernie można wybaczyć. Bez obrzucania błotem. Lata lecą, emerytura w nowym ustroju marna, a żyć trzeba. Talenty jakoweś się ma, temat się sprzedaje. Ot, życie

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja się zdecydowanie zgodzę, że z czegos trzeba żyć i jakoś się odnaleźć. Ale są granice i w moim odczuciu Papcio je przekroczył. A "harcerzowanie" mnie nawet nie drażni bo kupuję je z dobrodziejstwem inwentarza- takie były czasy:)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Ale że Dudka na mundial nie wzięli czyli czy Jerzy Dudek był dobrym bramkarzem?

Ostatnio dużo było w sportowym internecie wspominek z finału Ligi Mistrzów w 2005 roku, kiedy Liverpool w drugiej połowie odrobił trzy gole...